Jak przeprowadziłem się do Brukselii i zacząłem prowadzić marketing na skalę międzynarodową? Narzeczeństwo oraz nowa osoba w zespole.

To będzie krótka historia o miłości, pechu w biznesie oraz „byciu postawionym pod ścianą”.

Zatem zacznijmy od początku. Wszystko rozpoczęło się na kilka miesięcy przed ogłoszeniem przez światowe rządy pandemii Covid-19 i związanych z tym obostrzeń. Wpadłem na pewien koncept biznesowy i planowałem otworzyć nową firmę. Znalazłem lukę w rynku i postanowiłem ją wypełnić moim, jak wtedy myślałem – genialnym pomysłem. Pizza o podwyższonym standardzie z dowozem w godzinach nocnych. Takiego modelu na rynku jeszcze nie było, a ja wiedziałem jak to wszystko poukładać. Mój plan był prosty: zająć się marketingiem pizzerii nocnej i sprzedać opracowany model biznesowy innym pizzeriom, które funkcjonują w dzień, a w godzinach nocnych mają wolną kuchnię i mogłyby dodatkowo zarabiać na moim modelu. Postanowiłem, że mój pierwszy punkt produkcji nocnej pizzy będzie moim własnym punktem. Chciałem wejść w branżę gastronomiczną, zatrudnić ludzi, otworzyć lokal i odpowiednio go wyposażyć.

I stało się…

Tak powstała pizzeria Bella Notte (z włoskiego: Piękna Noc). Na potrzeby tego biznesu opracowany został  autorski system do zamawiania pizzy online. Przez 3 miesiące byłem skupiony na organizacji przyszłego interesu: remontowałem lokal do produkcji pizzy, rekrutowałem zespół, opisywałem procedury. Jednak w „międzyczasie” zaczęło dziać się coś zupełnie nieprzewidywalnego, co na pewien czas wywróciło branżę gastronomiczną do góry nogami. 

W piątek 20 marca 2020 obudziłem się rano, aby dopiąć wszelkie przygotowania związane z otwarciem lokalu. Byłem podekscytowany, że dziś wystartujemy „pełną parą”. Jak każdego dnia sprawdziłem telefon, aby przeczytać najnowsze informacje.  I nagle boom….Polski Rząd w dzień w którym zaplanowane było otwarcie Pizzeri, nad którą tak długo pracowałem ogłosił pandemię Covid-19 oraz zamknięcie całej gastronomii. Cios.  

Pytania w mojej głowie krążyły jak szalone.

Co będzie z moim biznesem? Jaki wpływ na gospodarkę będzie miała pandemia? Co się stanie z dowozami jedzenia? Jak będą wyglądały dowozy jedzenia nocy?

Mogłoby się wydawać, że ludzie  zaczną więcej zamawiać na dowóz, ponieważ zamknięto restauracje. Jednak pojawiło się kilka czynników, które spowodowały, że mój pomysł biznesowy nie miał w tamtej chwili jakichkolwiek możliwości, żeby zacząć funkcjonować. Społeczeństwo ogarnęła panika, ludzie zamknęli się w domach, restauracje zmieniły profil działalności i te, które nie dowoziły jedzenia nagle zaczęły to robić. Z dnia na dzień konkurencja wzrosła o kilkaset procent. Pizzerie, które wcześniej funkcjonowały do 22, nagle chcąc odrobić straty z punktów stacjonarnych zaczęły dowozić pizzę nawet o godzinie 3 nad ranem. Mój pomysł został zrujnowany.

Stała się kolejna rzecz, która w tamtym czasie dość mocno mnie pogrążyła. Mój główny biznes – agencja marketingowa również poniosła wielkie straty. Ponad połowa z moich klientów zrezygnowała z obsługi abonamentowej na przestrzeni jednego miesiąca. Projekty zostały zawieszone, a te które były w planie – odwołane. Utraciłem zyski w firmie. 

Po 2 miesiącach usilnych prób utrzymania biznesu pizzowego postanowiłem powiedzieć pas. Smutny koniec firmy, która tak dobrze się zapowiadała. Oprócz znaczących strat finansowych straciłem mnóstwo czasu i energii. Jednak w trakcie tych wszystkich ciężkich wydarzeń, stało się również coś bardzo dobrego. Coś, a mianowicie Ktoś, kto zdecydowanie zrekompensował mi wszystkie straty, utopiony biznes. Tym „Kimś” była najbardziej niesamowita osoba jaką kiedykolwiek miałem szansę spotkać – Sylwia Basiak.

Poznałem kobietę swoich marzeń, w której dokumentnie się zakochałem. Z uwagi na fakt, że jest to blog głównie o marketingu, nie będę wchodził w szczegóły naszego poznania oraz późniejszej miłości. To co ma znaczenie, to fakt – że w tamtym czasie Sylwia mieszkała oraz pracowała w Belgii, jako specjalistka do spraw PR w NATO.

Sylwia to niezwykle ambitna, niesamowicie piękna oraz pełna energii i entuzjazmu kobieta, dla której postanowiłem przeprowadzić się do Brukseli i wspólnie z nią zamieszkać. Zostawiłem za sobą całe dotychczasowe życie: biznes marketingowy, pizzerie oraz kilka innych projektów, które postanowiłem zawiesić z uwagi na zmniejszenie płynności finansowej. 

Jak poukładać sobie życie w nowym kraju?

Po pewnym czasie od mojej przeprowadzki zacząłem się zastanawiać: „Co ja w tej Belgii będę robił?” Mój dotychczasowy biznes opierał się na tym, że cały czas ktoś mnie polecał. Byłem znany w swoim środowisku z tego, że jestem „magikiem” reklamy. Przedsiębiorcy z mojego otoczenia kojarzyli mnie, wiedzieli, że rozkręciłem wiele firm. Ale w Belgii? W Belgii nikt mnie nie znał. 

Zetknąłem się z rzeczywistością. Moja ukochana chodziła codziennie do pracy. Wychodziła rano, wracała późnym popołudniem. Ja miałem prawie cały dzień dla siebie. Bez towarzystwa, ponieważ w Belgii nie znałem absolutnie nikogo. Myślałem nad tym: „Co mam ze sobą zrobić? Jak mam tutaj rozkręcić biznes? „Nie potrafiłem  mówić po francusku, a poza tym….nikt mnie tam nie znał, abym mógł zostać polecony do czegokolwiek. I w ten oto sposób stanąłem „na zielonej trawce”.

Odbierałem sporadyczne telefony od moich starych klientów z Polski, realizowałem zdalnie drobne zlecenia, ciągnąłem obsługę firm – tych, które nie zrezygnowały z obsługi z uwagi na pandemię. Męczyło mnie jednak pytanie, jak teraz, gdy nie jestem w Polsce, nie prowadzę spotkań, będę pozyskiwał nowych klientów do współpracy?

Potrzeba matką wynalazków…

Przez miesiąc czasu biłem się z myślami, w którym kierunku pójść. Czy próbować walczyć z belgijskim rynkiem? Jak robić marketing w języku, którego nie znam. Postanowiłem się nie poddawać. Wpadłem na pewną koncepcję. „A co by się stało, gdybym otworzył polską agencję marketingową na emigracji?” – pomyślałem.  W Belgii mieszka dość liczna Polonia. Niedaleko jest też  Holandia, Zachodnie Niemcy, Luksemburg, Paryż.

Wtedy właśnie stworzyłem profil na Facebooku: Polski Marketing w Belgii.  Rozpocząłem emisję kampanii reklamowej, która została skierowana do Polonii mieszkającej w Belgii oraz Holandii, do osób które są administratorami profili firmowych na Facebooku (czyli z dużym prawdopodobieństwem – są właścicielami firm). I tu uwaga – to bardzo dobry tip dla czytelników, którzy prowadzą firmę w sektorze B2B (business to business), czyli taką, której klientem jest inna firma. Na Facebooku / Instagramie można łatwo trafiać do właścicieli firm / innych ważnych osób w przedsiębiorstwie poprzez emisję reklamy do administratorów stron firmowych na Facebooku. 

Ja w mojej reklamie proponowałem zaproszenie bezpłatną konsultację marketingową. 

Poniżej moja reklama: 

Po kliknięciu w przycisk „Prześlij wniosek teraz” Facebook automatycznie pobierał dane osoby, która wypełniła specjalny formularz  (numer telefonu, adres e-mail). Kontaktowałem się z potencjalnymi klientami, umawiałem na spotkania. Udało się. Osiągnąłem wtedy ogromny sukces – poznałem właścicieli bardzo ciekawych i dobrze działających biznesów, jak również masę mniejszych przedsiębiorców, z którymi kontakt równie mocno sobie ceniłem. W ten  sposób stałem się znany jako „Polski Marketingowiec w Belgii”. 

Po tym jak znalazłem sposób na sprzedawanie swoich usług online, a mój pomysł okazał się trafiony, postanowiłem pójść za ciosem. Stworzyłem fan page:

  • Polski Marketingowiec w Holandii
  • Polski Marketingowiec w Niemczech
  • Polski Marketingowiec w UK
  • oraz Polski Marketingowiec International, który stał się moim głównym profilem, oraz dzięki któremu zacząłem reklamować swoje usługi w USA. 

To wszystko było niesamowitym strzałem w 10! 

W błyskawicznym czasie poznałem różnice pomiędzy rynkami zagranicznym, charakterystykę klientów, na co reagują, w jaki sposób powinienem im przedstawiać reklamy. Otoczyłem się sztabem tłumaczy, którzy przekładali moje „polskie” pomysły reklamowe na inne języki, aby zaadaptować je na rynkach zagranicznych. Tym właśnie sposobem stałem się marketingowcem międzynarodowym. 

W „międzyczasie” szkoliłem w marketingu moją – już na tamten moment narzeczoną – Sylwię. Po zakończeniu kontraktu w NATO Sylwia dołączyła do mojego zespołu po to, aby wspólnie ze mną poprowadzić biznes. Obecnie mieszkamy w Warszawie, ale w dalszym ciągu obsługujemy polskie firmy z całego świata. O szczegółach naszej współpracy oraz tego, jak Sylwia została dyplomatką – opowie Wam sama, w kolejnym artykule. 

Jaki jest morał tej całej historii? 

Nie należy się tak bardzo (jak ja to robiłem) przejmować niefortunnymi zdarzeniami w naszym życiu. W moim przypadku postawienie mnie pod ścianą okazało się błogosławieństwem. Po pierwsze dlatego, że poznałem kobietę życia, a po drugie – dlatego, że rozwinąłem swój potencjał i marketingowy biznes do znacznie większych rozmiarów. Moja firma nigdy przedtem nie działała tak dobrze. Wszystkim tym, którzy doświadczają ciężkich chwil w życiu, w biznesie, życzę wytrwałości, ponieważ to ona jest jedynym gwarantem sukcesu.

 

Komentarze

Dołącz do naszej
Biznesowej Społeczności!

Zapisz się na nasz newsletter i otrzymaj dostęp do inspirującego materiału video, aby poznać historię Piotra i jego niesamowitej strategii marketingowej.