Rafał Gnatiuk: Jak zostałem strategiem reklamy? Cz. 1.

Jak to się stało, że zostałem strategiem reklamy? Dlaczego postanowiłem porzucić swój poprzedni biznes – agencję interaktywną a następnie stworzyć firmę wyspecjalizowaną w planowaniu oraz wdrażaniu strategii marketingowych? Jaka jest różnica między „zwykłą agencją reklamy”, a firmą którą stworzyłem? I dlaczego po kilku latach przymierzania się do prowadzenia bloga w końcu zdecydowałem się stworzyć pierwszy wpis? 

Szczerze mówiąc to nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak długo odkładałem „na potem” prowadzenie bloga. Najprościej mogę się wytłumaczyć prokrastynacją. Kiedyś wydawało mi się, że  w mojej wiedzy czegoś brakuje, że mój marketingowy mindset jest zbyt ubogi. Nurtowało mnie zbyt wiele pytań, teorie i koncepcje marketingowe nie tworzyły spójnej całości. Jako, że marketing jest moją pasją życiową, a na dodatek jestem perfekcjonistą – bałem się zaistnieć w sieci.

W pewnym momencie coś jednak „pękło”. Być może tym czymś jest mnogość sukcesów w marketingu, które udało mi się osiągnąć. Być może fakt, że doszedłem do wniosku, iż poznałem przez ostatnich kilkanaście lat branżę reklamową na tyle dobrze, że mogę śmiało dzielić się moimi przemyślaniami na temat marketingu i biznesu. A być może – wszystko po trochu.

Fakt jest jeden – prawdopodobnie nie będę miał czasu dodawać tutaj niezliczonej ilości wpisów. Ale te które dodam – myślę że będą stanowiły dla Ciebie dużą wartość merytoryczną. Zanim do tego dojdziemy, pozwól że podzielę się z Tobą fragmentem mojej biznesowej historii… 

Każdy self-made milioner kiedyś zbankrutował 

Kiedy miałem 22 lata, chyba zbyt do serca wziąłem sobie powyższe słowa. To był okres w moim życiu, w którym mogłem się pochwalić, że prowadzę od 2 lat agencję interaktywną, oraz tym… że mój biznes był jedną wielką klapą.

Agencję interaktywną „4 Faces” otworzyłem w wieku 20 lat. 

Wszystko zaczęło się jeszcze w czasie gdy studiowałem w trybie dziennym kierunek zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim. Byłem święcie przekonany o tym, że rynek pracy w branży marketingowej (która nie ukrywam, w tym całym zarządzaniu ciekawiła mnie zdecydowanie najbardziej) na mnie czeka. Po tym jak wysłałem ok. 100 CV po różnych firmach, dostałem tylko 2 propozycje – i to wcale nie pracy – ale stażu, za marne grosze… 

Nie, nie i jeszcze raz nie!

Immediate Vault

Postanowiłem, że nie będę za darmo dla kogoś pracować. Stworzyłem miejsce pracy sobie sam. Pewnego dnia obudziłem się z pomysłem. Pewien portal internetowy zdobywał wtedy coraz większą popularność. Nikt z moich znajomych nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że w ciągu kilku lat stanie się on jedną z największych firm medialnych na świecie. A ja to czułem, miałem wizję. Wiedziałem, że jeśli jako jeden z pierwszych nauczę się wykorzystywać jego potencjał, to zarobię na tym duże pieniądze. Portalem o którym mówię był Facebook.

Wszystko brzmi ciekawie, pomysł – wydaje się być fenomenalny, był tylko jeden mały problem … 

Problemów niestety było kilka, ale wszystkie sprowadzały się do jednego – nikt nie chciał korzystać z usług mojej firmy. Po pierwsze, na studiach marketingowych uczą wszystkiego oprócz marketingu, więc ja wcale nie potrafiłem go robić. Jeśli nie zna się podstaw marketingu, nie zrobi się też marketingu na Facebooku. Po drugie – 20 wiosen na karku wcale nie pomagało mi w wiarygodności i budowaniu zaufania właścicieli firm. Jestem pewien że w głowach moich rozmówców przewijała się myśl: „Jak mam zaufać małolatowi który przychodzi do mojej firmy i opowiada herezje o jakimś Facebooku?”

Muszę przyznać, że niemal nikt nie chciał nawet rozpoczynać ze mną rozmowy, więc zanim doszło do tego budowania zaufania i sprzedaży, musiał zdarzyć się cud. Trzecim problemem, tak jak by było mało – była niemal zerowa świadomość społeczeństwa odnośnie potencjału, jaki kryje się w mediach społecznościowych. Radio, ulotki, to były sprawdzone metody. 

Zacząłem odkrywać bolączki prowadzenia biznesu….

ZUS, księgowość, wynajem biura, wydatki na życie – to są koszty, które zna każdy, kto kiedykolwiek próbował rozkręcić jakiś interes. Chyba nie muszę długo tłumaczyć, jak wyglądała po jakimś czasie kondycja finansowa mojego biznesu, jeśli nie potrafiłem zdobyć zlecenia.

Sytuacja wydawała się być dramatyczna, a ja nie umiałem się pogodzić z zamknięciem firmy. Jakaś bliżej nieokreślona siła, nazwijmy ją intuicją, nie pozwalała mi odpuścić. I nie odpuściłem. 

Miałem trochę szczęścia

Mój pierwszy klient, którego do tej pory bardzo miło wspominam, spojrzał  na mnie jak na przybysza z Marsa i zapytał mnie: Czy mógłbyś zamiast Facebooka zrobić mi stronę internetową? ” Impuls w moim mózgu trwał nie dłużej niż ćwierć sekundy – odpowiedziałem, że jasne. Zrobię najlepszą stronę internetową. Dogadaliśmy się finansowo,  wróciłem ze spotkania do swojego biura i byłem tak dumny, że przez godzinę nie potrafiłem dojść do siebie. W końcu udało mi się opanować emocje, zasiadłem do komputera i zacząłem się zastanawiać, jak się robi strony internetowe. Miałem kolegę, który w tym czasie prowadził całkiem niezłe studio graficzne. Skontaktowałem się z nim i powiedziałem mu, że mam klienta na stronę internetową. Usłyszałem odpowiedź:

” Musisz przemyśleć wykonanie projektu i rozdzielić prace.  Sam raczej nie nauczysz się w ciągu miesiąca zasad projektowania. Ja co prawda zajmuję się grafiką komputerową, ale potrafię też składać strony we Flashu. Możemy się dogadać.”

Dogadaliśmy się. Moja marża na projekcie wyniosła całe 300 zł….. Jak się póżniej okazało, zlecenie wykonania strony internetowej nie polegało jedynie na wykonaniu telefonu i ustaleniu ceny.

Wieczorem otrzymałem od kolegi -grafika maila: „Rafał, podeślij mi logo i treści na stronę.”

Zaraz, zaraz, ale jak to? Jakie treści? Skąd mam wiedzieć jakie mają być treści?  Czy to nie osoba która projektuje stronę internetową powinna te treści napisać?


Zaciekawił Cię mój wpis? Zapraszam do przeczytania części nr 2! 

 

 

 

 

 

Komentarze

Dołącz do naszej
Biznesowej Społeczności!

Zapisz się na nasz newsletter i otrzymaj dostęp do inspirującego materiału video, aby poznać historię Piotra i jego niesamowitej strategii marketingowej.